PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=283651}
6,9 15 089
ocen
6,9 10 1 15089
6,6 5
ocen krytyków
Opowieści z Ziemiomorza
powrót do forum filmu Opowieści z Ziemiomorza

Mam prośbę do tych co przeczytali cykl książek o Ziemiomorzu: dlaczego książę zabija swojego ojca? Czy w książce jest to jakoś lepiej uzasadnione niż w filmie? Bo film prześlizguje się po tym bardzo ważnym zdarzeniu praktycznie bez tłumaczenia czegokolwiek.
I jeszcze jedno: czy w książce opis Coba uzasadnia jego kobiecy wygląd w filmie? Bo ja tez początkowo myślałem, że jest jakiś błąd w tłumaczeniu na TVP Kultura.
Podobny zabieg (facet wyglądający jak kobieta) jest także w Ponyo (mam na myśli ojca Ponyo), który z tymi rozwianymi rudymi włosami wygląda jak 100% kobieta...
Czy to jakiś zabieg charakterystyczny dla japońskiej kultury (jak słynny symbol tanuki)?

ocenił(a) film na 10
martinezowiec

Ja przeczytałam tylko 2 pierwsze części całego 5-cio tomowego cyklu. Wydaje mi się jednak, że to anime jest oparte na 3 części. W książce nic nie ma o tym królu i jego rodzinie, też nie mam pojęcia o co chodziło z tym zabójstwem, ani dlaczego Cob wygląda tak kobieco. Radzę po prostu przeczytać książki (co sama wkrótce zrobię, jeśli tylko pojawią się w bibliotece;)). :)

ocenił(a) film na 6
martinezowiec

Z początku Ziemiomorze miało być trylogią, ostatnie dwa tomy pojawiły się dopiero po wielu latach i znacznie odstają od trójcy. Ja czytałem tylko 4 z 5 i mogę powiedzieć Ci że nie ma żadnych uzasadnień w książkach bowiem film bardzo luźno na nich bazuje. Czytałem dawno więc nie chciałbym jeszcze bardziej namieszać ale wydaje mi się że Arren nie zabił ojca. Carla ma rację w dużej mierze film odnosi się do 3 części ale można tam znaleźć elementy z innych. Zamek pod koniec filmu pochodzi na przykład z 1 części choć wydarzenia mające tam miejsce nic wspólnego z pierwszym tomem nie mają.

ocenił(a) film na 7
Dexterr

Ziemiomorze liczy 6 książek ;-)
Czarnoksiężnik z archipelagu
Grobowce Atuanu
Najdalszy brzeg
Tehanu
Inny wiatr
Opowieści z Ziemiomorza - choć tu są opowiadania z tego świata po prostu, nie łączą się tak ściśle z fabułą poprzednich tomów :)

Też czytałam to dawno, mam w planach odświeżyć sobie cykl (te plany też już są co najmniej od dwóch, trzech lat aktualne), jednak na pewno Arren nie zabijał swojego ojca, nikt nie wyglądał też kobieco będąc mężczyzną ;-)

ocenił(a) film na 4
Karodziejka

W książce:

Książę Arren nie zabił swojego ojca.
Przybył na wyspę mędrców (do krogulca który był Arcymagiem) z misją. Był synem króla jednej z wysp (Enland) na której 'zniknęła magia'. Miał przekazać tą wiadomość Arcymagowi i wrócić gdy będzie umiał naprawić problem z magią.
W całym Ziemiomorzu dzieją się podobne rzeczy więc wkrótce Arcymag Krogulec (Haitaka -chyba tak sie nazywał w filmie...) wyrusza w podróż aby naprawić problem wraz z Arrenem.

Cob był starym przyjacielem Arcymaga i w żadnym wypadku nie przypominał kobiety a ta czarownica to wymysł twórców filmu w ogóle nie mający nic wspólnego z książką. Potem Cob stał się zły. Uzyskał nieśmiertelność tracąc w ten sposób i życie i śmierć. Był też ślepy. Z tego co pamiętam ludzie na ulicy go nie zauważali...

Nie wiem czy pomogłam. Film to największy przekręt książki jaki w życiu widziałam.
Polecam książkę. Bo to zupełnie inna historia ;)

Lady_of_Shalott

Zgadzam się.
W filmie widzimy zlepek różnych (i w dodatku przekształconych) informacji i zdarzeń z krainy Ziemiomorza.
Ale nie powiem, film zrobił na mnie duże wrażenie. (oglądnęłam go przed przeczytaniem cyklu książkowego inie uważam, że popełniłam błąd. Jak mówi Lady_of_Shalott, to 3 różne historie... ;))

ocenił(a) film na 4
denniss

Dziękuję za poparcie ;)
Bardzo mi przykro (a po obejrzeniu filmu byłam po prostu wściekła) że z tego cudownego cyklu zrobili takie badziewie (zeby nie wyrazić się gorzej...). Kawałki filmu były w porządku... ale błagam Was! Sama Ursula le Guin wściekła się na reżyserów po obejrzeniu tego... czegoś.

Lady_of_Shalott

:)
Serio? Nie wiedziałam o tym...
Tak, gdyby film oglądać w kawałkach i nie łączyć specjalnie z książką, byłby bardzo fajny. Piękna kreska i taki niesamowity klimat. Fabuła może troszkę hm.... Przesadzona.
Ogólnie film bym poleciła tylko tym, którzy nie mieli styczności z serią książkową. :)

ocenił(a) film na 4
denniss

Zgadzam się z Denniss chodź jednocześnie twierdzę, że warto przeczytać książkę. Jest bardzo głęboka i daje do myślenia. To jedna z lepszych powieści fantastycznych jakie czytałam.

Lady_of_Shalott

Czytałam wszystkie części, a zaczęło się od tego, że miałam "Czarnoksiężnika z Archipelagu" jako lekturę dodatkową z polskiego. Pomijam fakt, że mi, jako jedynej w klasie się to spodobało... Oczywiście sięgnęłam po całą serię, a nawet skusiłam się na inne książki Ursuli. :)
Jest naprawdę cudowna i jak mało kto potrafi wszystko ująć, opisać i przekazać w stosunkowo krótkiej książce. <3

denniss

Japończycy uwielbiają w anime zniewieściać postacie męskie, zwłaszcza jeśli to postaci młode lub o dziwnej naturze. Nie wiem dlaczego tak robią, ale równie dobrze można się zastanawiać nad niebieskimi włosami w niektórych azjatyckich animacjach.

Co do ostatniego komentarza - uważam, że wrzucanie książek na listę lektur jest ich uśmiercaniem. Większość dzieciaków znienawidzi LeGuin na równi z Lemem, którego nie zrozumieją i je znudzi, na równi z Sapkowskim, bo przymusowo poznają tylko jego najbardziej nijaką i nudną książkę jaką mógł wydać.
Podobnie jest za granicą. Brytyjczycy żartują, że mają za złe Shakespeare'owi, że "wyrządził najwięcej zła dla brytyjskiej literatury"... bo jego niezrozumiałe dla dzieci książki są na listach lektur szkolnych i dzieciaki nie rozumiejąc - zniechęcają się do ksiażek :)

Niestety jest w tym ziarno prawdy, bo głupia ekranizacja pierwszego Harrego Pottera, nastawiona tylko na zysk ze sprzedaży biletów, DVD, gadżetów, gier itp. pobudziła w gimnazjalistach chęć do sięgnięcia po oryginał. Widziałem w kolejce do bibliotekarki przede mną brzdąca ledwo co między podstawówką a gimnazjum, który oddawał jeden z tomów HP, brał następny i żarliwie dopytywał się kiedy będą mieli najnowszą część.
Która polska lektura lub ekranizacja lektury pociągnęła za sobą takie skutki?
Braćmi Strugackimi dużo młodych osób zainteresowało się dopiero po premierze gry Stalker, choć wcześniej książka "Piknik na skraju drogi" czy jej ekranizacja radzieckiej produkcji nie pociągnęły fali młodzieży do bibliotek/księgarń.

Czyżby pragnąc wypromować stare klasyki trzeba by je było ekranizować z pompą, jednocześnie sprzedając piórniki z nadrukami twarzy bohaterów - jak przed ekranizacją mało znana w polsce zaga Zmierzch? (wiem, nie klasyk i nie arcydzieło, ale sposób promocji taki sam jak w HP)

ocenił(a) film na 6
Lord_Destroyer

hmmm....myślę, że to tkwi w samych książkach. Harry Potter jest bądź co bądź prostą książką. Można doszukiwać się w niej moralnych przesłań itp. ale nie to zauważą ich młodzi czytelniczy, a to, że jest zabawna, magiczna, wciągająca i czasami mroczna. Sagi Zmierzu nie czytałam. widziałam tylko pierwszą część filmu, i wnioskuję po niej, że raczej nie jest to książka wiele wymagająca od czytelnika (w każdym razie nie jest taka ekranizacja), Natomiast Lem, Le Guin... no cóż, trzeba być nieco bardziej dojrzałym, i myślę że też doświadczonym w czytaniu książek, żeby one się spodobały. Mi osobiście bardzo podobał się Lem i pamiętam, że jako jedyna w klasie przeczytałam całe Przygody Pilota... ale jak tak o tym myślę teraz, z perspektywy czasu...hmm, byłam za młoda na tę książkę, żeby ją tak do końca "wysmakować" :-)
W ogóle ta cała instytucja lektur zawsze wydawała mi się bezsensu. I nienawidziłam wpajania przez nauczycieli o czym była książka, jaka była, czy bohater był zły czy dobry. Do jasnej cholery ta sprawa należy do czytelnika, to ja ją czytam i ja odbieram "jaka" jest. Na pewno 12 latek odbierze ją inaczej niż te wszystkie mądre stare głowy, które ją wpisały na listę lektur i potem narzuciły jak mają ją odbierać dzieci i czego ma ich uczyć.
Dobra, wiem, że to zupełnie nie na temat, ale trafiłaś swoim postem w mój wrażliwy punkt.

Qlimi

Jasne, ze 12 latek inaczej niż 30 latek odbierze książkę którą czyta, bo spogląda na wydarzenia i bohaterów w niej zawartych przez pryzmat swojego - niewielkiego, przyznasz - życiowego bagażu doświadczeń. Dlatego też omawiając lektury wpaja się dzieciom pewne zasady moralne obowiązujące na świecie i między innymi uczy odróżniać dobro od zła, do odcieni szarości dochodząc później. Dwa przykłady - "Przygody Pilota Pirxa" jasno pokazuje, że Pirx to ten dobry. Lata później czytasz o Konradzie Wallenrodzie i tutaj już podkreśla się wyraźnie, że niby dobry, bo dla naród - z pobudek patriotycznych - działał na szkodę zakonu krzyżackiego, ale metody do jakich się uciekał już do chlubnych czy bohaterskich nie należą (skrytobójstwa, przybranie obcej tożsamości i wkupienie się w krąg zaufania). Tu nauczyciele zwracają uwagę, że kładąc na szali dobro i zło, nie zawsze waga będzie mierzyć tak samo, niezależenie od przyświecającego nam celu.
Normy moralne są o tyle ważne, że ci młodzi ludzie po latach dorosną i będą żyć w społeczeństwie z wpojonymi za młodu zasadami - najłatwiej je pokazać właśnie na przykładach ponadczasowych, jakimi są lektury. Dlatego na przykład w liceum na języku polskim omawia się Biblię. Podkreśla się, że cechy Boga, który powinien kojarzyć się z dobrem i miłością, wskazują na coś wręcz odwrotnego. Do dziś pamiętam, jak wypisywaliśmy na tablicy cechy dobre i złe, wyszła tam między innymi zazdrość, poczucie wyższości, nawet zło w rozumieniu ludzkich przekonań moralnych - jak choćby zabijanie niewiernych czy nakazy składania sobie ofiar z ludzi, lub kamienowania innych. To pokazuje że nasz punkt widzenia nie jest jedynym słusznym, bo może istota która stworzyła świat ma prawo stać ponad nim i regułami w nim panującymi, ale dla nas takie postępowanie jest postrzegane jako zło.
Oczywiście zależy na jakiego nauczyciela się trafi - uważam, że mnie się poszczęściło, bo diabelnie ciekawił swoimi lekcjami i działał nieraz bardzo nieszablonowo, by coś nam uzmysłowić.

Wracając do fantastyki. Harry Potter o którym piszesz jest kolorowy, magiczny, potem nieco mroczny - dla 12-latka. Nie widzi żadnego innego przesłania, poza prostym przekazem. Ale uczeń podstawówki nie zobaczy też przesłania w "Panu Tadeuszu" - spostrzeże go jako nudny, pisany wierszem wyjęty z kontekstu, drętwy tekst, którego trzeba wykuć pierwszą stronę, a na resztę nie ma już sił. Dlatego się do niego wraca. Uczeń ma sobie w końcu uzmysłowić, że jest tam patriotyczne przesłanie, nie tylko opisy krajobrazów i kłótni rodowych. Do Harry'ego Pottera wracać nie trzeba - jak coś się takiemu 12 latkowi spodoba, pozostanie w jego pamięci - odkryje drugie dno, kiedy dorośnie, przypomni sobie i zrozumie.
Większość książek fantasy to książki proste (nie w dark fantasy typu "Gra o Tron", czy "Wiedźmin" gdzie dużą rolę odgrywa polityka, czy konflikty na tle rasowym i ekonomicznym), nie wszystkie muszą zawierać przekaz ("Conan"...? ;) ale inteligentny, wrażliwy emocjonalnie czytelnik odbierze ten przekaz tam, gdzie jest on zawarty. A czytelnicy fantasy z reguły są wrażliwi emocjonalnie i na tyle inteligentni, by zagłębiać się w inne rzeczywistości, postawić się w roli kogoś, kogo świat nawet nie istnieje. Zarówno fantasy jak inne książki - lektury też - każdy odczyta najpierw po swojemu, bo tak widzi świat i tak zrozumie książkę. Im starszy, tym więcej odcieni szarości, warstw wydarzeń i czynów bohaterów rozróżni. Ale interpretacja "po swojemu" nie zawsze jest interpretacją dobrą. Przykład - ostatnio czytałem "Buszującego w zbożu". W skrócie - książka o chłopcu który nie potrafi dostosować się od zasad panujących w społeczeństwie i przyjmując rzeczywistość do świadomości tylko tak, jak sam chciałby by wyglądała. Kończy w zakładzie dla cierpiących na choroby psychiczne. Książka prosta jak drut. Od deski do deski zwyczajne kilka dni oczami nastolatka. Nic specjalnie ciekawego. Ta książka znalazła się na liście najczęściej cenzurowanych książek ubiegłego wieku. Główny bohater został odebrany bardzo negatywnie, a swoim postępowaniem sprawił, że można o nim powiedzieć jako o protoplaście punka. Nauczyciel pewnej szkoły wyleciał za to, że omówił ją na lekcji. Książka została odebrana tak krytycznie ze względu na to w jaki sposób w czasach jej wydania pojmowano pewne normy moralne i etyczne (oraz przez politykę w USA). Czyli przez punkt widzenia, który dziś, krótko mówiąc możemy określić jako przestarzały, do tego stopnia, że znajduje się na liście lektur w Stanach ;) Nawet narody muszą czasem dojrzeć do pewnych lektur :) Ale to, czy coś jest dobre czy złe wciąż pozostaje niezmienne - niezależnie od ilości odcieni szarości pomiędzy. Morderca nigdy nie zostanie uznany za dobrego człowieka, a ktoś kto poświęcił zdrowie czy życie, by ratować obcego człowieka zawsze będzie odebrany jako dobry. Ale jeśli poświęci życie czyjeś... tutaj już wchodzą odcienie szarości i zdania będą mocno podzielone - przez wiek, doświadczenie, historię, kulturę, światopogląd, religię i poglądy polityczne.

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 6
Lord_Destroyer

"Oczywiście zależy na jakiego nauczyciela się trafi "
Dokładnie. Zazdroszczę, że Ci się poszczęściło. Ja miałam wspaniałą nauczycielkę w klasach 4-6 podstawówki. To ona sprawiła, że tak bardzo pokochałam czytać, i polubiłam też pisać własne prace, zaraziła mnie szacunkiem do języka polskiego w ogóle. Jednak kolejni nauczyciele to jakieś nieporozumienie. Najgorsza była w liceum - okresie najważniejszym jeśli chodzi o ciekawość lektur. Jej nie można było powiedzieć swojego zdania, nie można było wyjść po za jej podręcznikowe szablony, lekcje z nią były fatalne. I zraziły mnie do tych szablonowych wzorów, że danę książkę TRZEBA odbierać i rozumieć tak a nie inaczej.
Nie zgadzam się, że "interpretacja "po swojemu" nie zawsze jest interpretacją dobrą". Myślę, że większość autorów nie byłaby urażona, gdyby ktoś odebrał ich ksiązkę trochę inaczej, niż oni założyli podczas jej tworzenia. A przykładem jest np. "Władca Pierścieni". Nauczyciele często doszukują się tam niesamowitych przesłań do II wojny światowej, i inne takie. Gdy sam Tolkien często powtarzał, że żadnych odniesień tam nie ma, i że on kompletnie nie to miał na celu pisząc książkę...
Owszem lektury są potrzebne, ale bez tych ścisłych szablonów, z których ram nie można wyjść. Jednak to zależy głównie od chęci nauczycieli....ale potem przychodzi matura, która stawia na przeciętność i tak twoja indywidualność zostaje dobita, heh.
Pozdrawiam :-)

Qlimi

Cieszę się, że rozwinęła się ciekawa dyskusja na ten temat :) Trochę offtopuję, ale zdaje sie, że nikt nie ma mi za złe :)
Co do interpretacji po swojemu - moja mama nigdy nie umiała zrozumieć fascynacji młodych ludzi fantastyką. Nie potrafiła na tyle rozwinąć skrzydeł wyobraźni, by stanąć w świecie opisanym przez książkę, wcielić się w nieludzkiego bohatera... Nie wynika to z braku inteligencji lub empatii - miała nieprzyjemność żyć w czasach, kiedy w Polsce panował socjalizm, trzeba było twardo stać na nogach i mieć łeb na karku. Zwłaszcza, kiedy wywodziło się z biednej, wielodzietnej rodziny, toteż jej postrzeganie świata ograniczyło się do skupienia na tu, teraz i problemach dnia codziennego. Jej interpretacja książki fantasy, którą kiedyś jej podsunąłem: "bajka, takie tam dla dzieci...". Filmy SF też interpretuje jako bajki, choćby miały tak widoczne przesłanie, jak oklepana ekologia w "Avatarze".

Nie możesz dobrze zinterpretować książki, nie rozumiejąc do końca o czym czytasz. Tak jak społeczeństwo USA, "zbanowało" - głęboko obruszone na nieobyczajność i łamanie ówczesnych konwenansów - książkę "Buszujący w zbożu", która dziś nie rusza żadnego ucznia ich High School'ów i więcej nieobyczajności zobaczysz w pierwszym lepszym odcinku "H2O" ;)
Zła interpretacja wynika z niezrozumienia czytanego tekstu - Twój przykładowy 12-latek nie zrozumie żadnej z książek "Księgi Całości" F.W. Kresa o ile przebrnie przez pierwszy rozdział, zinterpretuje po swojemu i siłą rzeczy zinterpretuje źle. Gdybyś 2-latkowi nie tłumaczyła nic z otaczającego go świata, rósłby ze strasznie skrzywionym obrazem otaczającej go rzeczywistości.

A co do tłumaczenia książek w taki sposób jak Twoja nauczycielka w liceum... cóż - pewne rzeczy w literaturze trzeba postrzegać w pewien określony sposób (przez normy społeczne oraz przez samego autora, który coś tam chciał przekazać), ale nikt nie zabrania Ci własnej interpretacji wydarzeń - jeśli to robi, jest mocno ograniczony i takie próby są z góry skazane na porażkę - ale warto pojąć ten właściwy przekaz płynący z lektury, bo wbrew pozorom, to może poszerzyć Twoje horyzonty i spektrum postrzegania świata. Jeśli ktoś do Ciebie mówi/pisze - ma nadzieję na to, że odbierzesz jego przekaz odpowiednio (choćby jak ja teraz) - głupio byłoby stwierdzić "nie, twój tekst jest tak naprawdę o czym innym". To, że Szymborska "oblała" maturę z interpretacji własnego utworu nie miało na celu pokazania - "nauczyciele to idioci, nie słuchajcie ich interpretacji" - raczej chodziło o krytykę systemu oceniania prac maturalnych.

A matura...? Prawda - nie pozwala na zbyt wiele kreatywności. Ale matura nie zabija indywidualności - jak sama zauważyłaś - boli niemożność wyjścia poza określone programem nauczania ramy. Jeśli boli, to znaczy że Twoja indywidualność szalenie próbuje przebić się przez te ramy i jest niezwykle żywa. Matura to po prostu jeden z wielu egzaminów które trzeba w życiu napisać - tak naprawdę nic wielkiego. Później możesz dać upust swojemu "Ja" i pokazać co potrafisz na studiach, czy w życiu w ogóle. Życie narzuca ramy i bariery - nic na to nie poradzisz. Jeśli np. pracując w banku przyjdziesz do pracy w sukni wieczorowej, czy worku na kartofle... no sama rozumiesz :) Grunt to umiejętność tworzenia stref takich barier pozbawionych. Możesz sama sobie stworzyć przestrzeń do indywidualnych działań, współtworzyć ją z ludźmi o podobnych zainteresowaniach czy poglądach (stąd np. kluby miłośników fantastyki - organizowane przez młodych, dla młodych).

Aha - szacun za Pilota Pirxa - mało znam młodych osób, które przebrnęły przez tą książkę w wieku kiedy jest narzucona, za to wiele znam takich, którzy nie lubią SF/fantasy, bo kojarzy im się właśnie z "nudnym Pirxem" i odrzucają resztę tego bogactwa, patrząc przez pryzmat jednej, niezrozumiałej w dzieciństwie książki.

ocenił(a) film na 6
Lord_Destroyer

Twoje argumenty są bardzo przekonujące. Jednak do tego dochodzi jeszcze wychowanie. Jak wspomniałeś o dwulatku, to tyczy się też dużo późniejszych lat. W sumie w którym momencie życia przestajemy być kształceni przez ludzi z bliskiego otoczenia?
Zostałam wychowana przez dwóch braci - skrajnych jeśli chodzi o książki i zainteresowania czy poglądy. Jeden z nich to wolny, wiecznie zbuntowany przeciwko systemowi i narzucaniu reguł, buntujący i mnie przeciwko pani z polskiego :-), uznający maturę i inne egzaminy za bezsensowny wymysł systemu (bardzo tu upraszczam jego poglądy, żeby sie aż tak nie rozpisywać). To on właśnie powiedział "Przeczytaj całego Pirxa, zobaczysz jaka to fajna książka", to on podsunął mi pod nos książki Kurta Vonneguta, czy Gombrowicza, ale także Le Guin właśnie czy Tolkiena. W związku z czym kształtowana byłam przez długie lata przez niego. Potem wyjechał do Niemic, gdzie w końcu żyje w małej społeczności oderwany chociaż trochę od systemu i jego reguł. I jednak się tak da. Wiesz, jeśli wszyscy poddamy się systemowi, on będzie nas kształtował całe wieki. Jeśli wszyscy poderwaliby się , jestem przekonana, że mądrzy ludzie potrafiliby wymyślić coś innego.
Co do matur, uważam, że nie powinno ich być, w ogóle. Po to uczymy się trzy lata w liceum zbieramy oceny, żeby potem jeden egzamin, który przynajmniej za moich czasów, totalnie zabijał indywidualność, mógł zniszczyć całe nasze osiągnięcia. Powinna liczyć się tylko średnia ocen z trzech lat, dodatkowe osiągnięcia, konkursy itp. Czy np. praca magisterska na studiach....no proszę....przecież to niczego nie wnosi dla nikogo.

"Później możesz dać upust swojemu "Ja" i pokazać co potrafisz na studiach, czy w życiu w ogóle."
Doprawdy? Przykro mi, że tego nie zauważyłam. Może jestem zbyt zamknięta. Na studiach - to chyba zależy tylko i wyłącznie od kierunku, i również od prowadzących zajęcia. W pracy? Zazdroszczę tym, co mają takie szczęście, żeby wykazywać się indywidualnościa i móc tworzyć w pracy. Ja takiej nie mam.
Nie twierdzę, że nie masz racji, być może jesteś starszy ode mnie, więcej wiesz :-) Jestem jeszcze stosunkowo młoda, może w końcu nadarzy się okazja, żebym się przekonała, że indywidualność jest ważna i istotna.

"Życie narzuca ramy i bariery - nic na to nie poradzisz. Jeśli np. pracując w banku przyjdziesz do pracy w sukni wieczorowej, czy worku na kartofle... no sama rozumiesz :) "
Tak, ja to doskonale rozumiem. Jednak rozumieć nie oznacza zgadzać się z tym, czy popierać to.

"Możesz sama sobie stworzyć przestrzeń do indywidualnych działań, współtworzyć ją z ludźmi o podobnych zainteresowaniach czy poglądach "
Gdybym tylko miała czas... hah wiem, sama się dobijam. Ten mój brat zawsze mi powtarza, że czas jest cały czas :-) Jestem teraz w tym okresie, w którym zrozumiałam, że życie jest tak sztywne, ciężkie i bezsensowne..... trochę się teraz wyżywam. Miałam inne marzenia, inne pragnienia.... nie mogę ich spełnić przez ten głupi system, przez reguły, które nim rządzą! Jestem na rozwidleniu i nie wiem którą drogę wybrać....

I czy pomagają mi w tym te wszystkie piękne książki, które czytałam w szkołach? Ani trochę....

Co do twojej mamy. To...nie widzę żadnego argumentu w tym, że ona nie rozumie fantastyki. Po prostu nie widzę nic złego w tym, że uważa je za bajki. To wg mnie, nie umniejsza znaczenia fantastyki. Moja mama jest z wykształcenia bibliotekarką i nauczycielka. W życiu musiała przeczytać naprawdę mnóstwo książek. i do tej pory.... nie lubi tego robić. Mówi, że nie może wytrzymać do zakończenia, i najpierw je właśnie czyta! Jak to dopiero musi niszczyć przyjemność z czytania. Mimo to, ona właśnie tak je czyta. To naprawdę indywidualna sprawa, w której nikt nie powinien nam narzucać co i jak. Tak samo jak mi podoba się kolor różowy, jeśli ktoś go nie lubi, za nic świecie nie przekonam go, że ten kolor jest najpiękniejszy.
Wiem, że po części masz rację z tymi lekturami, muszą być pewne szablony. Jednak ja uważam, że one powinny służyć tym przeciętnym uczniom, ludziom, których literatura w ogóle nie interesuje. Dla pozostałych szablon powinien być po to, by móc po za niego wyjść. A jak tak sobie teraz myślę...jak kogoś nie interesuje literatura to nawet szablonowa interpretacja nic w jego życie nie wniesie. Przynajmniej mam takich znajomych ze szkoły, jak sobie teraz o nich myślę, to uważam, że byliby tacy sami, gdyby nawet nie musieli czytać tych streszczeń książek (w mojej klasie w liceum tylko ja czytałam całe lektury!), i uczyć się na pamięć interpretacji, oni byliby takimi samymi ludźmi. Połowie klasie wszelkie wypracowania pisałam ja, swoją drogą nieźle na tym zarabiałam :-) W każdym razie chce przez to powiedzieć, że jak ktoś nie ma wrażliwości do książek, to nie trafią do niego nawet te przesłania sformułowane przez tych wszystkich mądrych ludzi. W związku z tym jaki to ma sens?
Z drugiej jednak strony, nigdy nie wiadomo co by było gdyby.... nie wiadomo więc co by było gdyby nie było obowiązkowych lektur w szkołach, lub gdyby one były, ale każdy miałby przedstawiać swoją interpretację, a nauczyciel nie mówiłby "Nie ty nie masz racji, bo w tej książce chodziło o to i o to. Dostajesz dwóję".

"Aha - szacun za Pilota Pirxa "
Dziękuję, naprawdę :-) Czuję się doceniona.

Moja odpowiedź jest zapewne bardzo chaotyczna, przepraszam, ale jestem w pracy i w sumie w ogóle nie powinnam pisać ;-)


Qlimi

Zgadzam się, pamiętam że miałam w szkole taki przypadek niestety. Kolega miał trudny charakter i lubił dyskutować na temat książek i historii. Jako jedyny naprawdę miał wiedzę i podstawy by wyrażać swoje opinie i jako jedyny miał własne zdanie a nie przeczytane w opracowaniu. I jako jedyny zawsze dostawał 3, czego by nie zrobił, zawsze 3. Bardzo nie lubiłam lekcji polskiego, czytałam swoje własne książki pod ławką.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones